- 31.8.13
- 23 Komentarze
Hej kochani, dzisiaj chciałam Wam pokazać co dobrego przyniósł mi rano listonosz. A są to moje pierwsze rosyjskie kosmetyki, z których niesamowicie się cieszę. Wybrałam je w ramach nagrody w konkursie na blogu Eter na włosowym tropie, a kosmetyki pochodzą ze sklepu http://setare.pl. Przesyłka doszła błyskawicznie!
A oto co będę niedługo testować:
1. Love2mix Organic - szampon z efektem laminowania włosów - myślę, że dla wielu z Was znany?
2. Planet Ogranica - szampon wzmacniający - czytałam dużo dobrego o nim.
3. Dabur - ziołowa pasta do zębów - nie zawiera fluoru, ciekawe jak się sprawdzi i czy nie śmierdzi :)
Listonosz dzisiaj nie zapomniał też o Was, bo otrzymałam od firmy Barwa kosmetyki na rozdanie, które niebawem ruszy u mnie na blogu. :) Tylko najpierw musi się zakończyć obecne małe rozdanie, które trwa do jutra. Jeśli nie widzieliście, to zapraszam Was do wcześniejszej notki - KLIK.
Miałyście coś z tych rosyjskich kosmetyków?
- 30.8.13
- 46 Komentarze
Witajcie! Dzisiaj mam dla Was trochę nietypowy post, bo z
przepisem. Korzystając z ostatnich dni lata zerwałam w ogrodzie malinki (już
chyba jedne z ostatnich tego roku) i upiekłam pyszne muffiny.
MÓJ SPRAWDZONY PRZEPIS NA MALINOWE MUFFINY
Składniki:
200g mąki
100g cukru
80g margaryny
opakowanie cukru wanilinowego (15g)
150ml mleka
2 jaja
2 łyżeczki proszku do pieczenia
½ łyżeczki sody oczyszczonej
Szczypta soli
Kubek malin
Wykonanie. W jeden misce mieszamy wszystkie składniki suche
(mąka, cukier, cukier waniliowy, proszek do pieczenia, soda oczyszczona, sól).
W drugiej misce mieszamy składniki mokre (mleko, jaja, roztopiona i
przestudzona margaryna). Następnie niedokładnie mieszamy zawartość obu misek. Ciasto
powinno mieć grudki. Dodajemy maliny (kilka zostawmy dla ozdoby), delikatnie
łączymy je z ciastem. Napełniamy przygotowane wcześniej foremki do ¾ wysokości.
Malinowe muffinki wkładamy do piekarniki rozgrzanego do 180”C i pieczemy ok.
20-25 minut.
POLECAM!!!
- 29.8.13
- 75 Komentarze
Jeśli jeszcze nie macie dość recenzji miodowego masełka do ciała z The Body Shop, które ostatnio pojawiają się na blogach jedna za drugą, to zapraszam Was do dalszej części mojego dzisiejszego posta. :) Dla tych którzy nie wiedzą o co chodzi z tymi masełkami - otóż jakiś czas temu na FaceBook'owym profilu marki The Body Shop prowadzony był nabór na testerki masełka z nowej serii Honeymania. Udało mi się dostać do testów i podobnie jak 149 pozostałych uczestniczek dostałam kosmetyk o pojemności 50ml do przetestowania. Już dawno nie miałam żadnego miodowego kosmetyku, więc z ciekawością przetestowałam nowość z TBS.
Opakowanie masełka to typowy dla tego typu kosmetyków TBS zakręcany plastikowy słoiczek. Bardzo lubię takie opakowania, są estetyczne i funkcjonalne. Bez problemu zużyjemy produkt w całości. Masła TBS są foliowane z wierzchu, więc pod zakrętką nie ma już dodatkowego sreberka zabezpieczającego. Konsystencja masła jest zbita, treściwa, bardzo porównywalna do innych maseł z TBS, jakie miałam okazję używać. Kolor żółtawy. Świetnie się rozsmarowuje i szybko wchłania. Nie pozostawia tłustej, lepiącej się powłoki. Czuć jedynie na skórze delikatną warstewkę ochronną, która po krótkim czasie znika.
Działanie masełka oceniam bardzo dobrze. Po jego użyciu skóra jest widocznie nawilżona i lekko rozświetlona. Produkt świetnie spisał się stosowany jako "krem" do rąk. Zapach jest bardziej kwiatowy, niż miodowy, słodki. Dla niektórych może okazać się trochę za mdły, jednak mi się podoba. Jeśli chodzi o jego trwałość, to utrzymuje się on ok. godzinę. Słaba wydajność - masełko zniknęło w ciągu tygodnia, ale z drugiej strony czego więcej można oczekiwać od 50ml opakowania?
Skład: Aqua (Water), Theobroma Cacao (Cocoa Butter), Butyrospermum parkii
(Shea Butter), Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, PEG-100
Stearate, C 12-15 Akyl Benzoate, Ethylhexyl Palminate, Cera Alba,
Sesamum Indicum Oil, Parfum, Bertholletia Excelsa Seed Oil, Dimethicone,
Honey, Caprylyl Dlycol, Phenoxyethanol, Xanthan Gum, Hexyl Cinnamal,
Benzyl Salicylate, Disodium EDTA, Tocopherol, Geraniol, Sodium
Hydroxide, Linalool, Limonene, Citric Acid, C 15985, C 19140.
Pojemność: 50ml, 200ml
Cena: 69zł/200ml - ale często mają promocje typu 3za2
Dostępność: sklepy The Body Shop, internet
Seria Honeymania ma być dostępna od września, a w jej skład wchodzą:
Podsumowując, masło do ciała z serii Honeymania spełniło moje oczekiwania. Z przyjemnością zużyłam 50ml opakowanie i chciałabym więcej. Piękne zapachy i dobre działanie to coś za co lubię kosmetyki The Body Shop. Tylko ceny mogliby mieć niższe. :)
Używacie kosmetyków z zawartością miodu? A może są tutaj uczestniczki akcji TBS? :)
- 28.8.13
- 56 Komentarze
Wczoraj miałam leniwe niedzielne popołudnie. Naszło mnie na małe eksperymenty z makijażem w odcieniach zieleni. Raczej rzadko maluję się takimi cieniami, ponieważ mam zieloną tęczówkę i to raczej nie pasuje (przynajmniej panuje takie przekonanie na ten temat). Ale makijaż zmalowałam, zrobiłam kilka zdjęć, więc postanowiłam podzielić się nimi z Wami na blogu.
Do wykonania makijażu posłużyła mi głównie paletka Sleek - Snapshots (więcej o niej znajdziecie tutaj) oraz brązowy i biały cień z paletki Au Naturel do podkreślenia brwi, które nie wyszły najlepiej na zdjęciach. Muszę się wybrać niedługo do kosmetyczki na ich regulację i hennę, bo przez lato straciły swój kształt i kolor. Miałam dokleić sztuczne rzęsy, ale ostatecznie rozmyśliłam się.
Mój makijaż oczu jest bardzo prosty w wykonaniu i nie ma specjalnie wyszukanej techniki.
Najpierw nałożyłam ciemniejszy morski cień na całą powiekę.
Później od środkowego kącika rozcierałam jaśniejszy zielony i w kąciku jasny beżowy dla rozświetlenia.
Następnie roztarłam jeszcze ciemniejszy morski od zewnętrznego kącika oka.
Na linii wodnej i dolnej powiece jest ten sam ciemniejszy morski cień.
Następnie przeszłam do robienia kreski eyelinerem w pisaku z Ingrid (recenzja tutaj), wytuszowałam rzęsy i gotowe.
Ot cała filozofia mojego lekko metalicznego zielonego makijażu. :)
A poniżej prawie wszystkie kosmetyki, których użyłam do makijażu całej twarzy. Na zdjęciu brakuje tylko kuleczek brązujących, które nałożyłam na policzki i paletki Sleek Au Naturel, którą zrobiłam brwi.
Nie jest to jakiś wyszukany makijaż. Przyjmę spokojnie krytykę. Kreska nie jest dopracowana i całemu makijażowi jeszcze wiele brakuje do ideału. Ciągle uczę się rozcierania cieni i przechodzenia nad załamanie powieki. Może kiedyś dojdę do wprawy. :)
- 26.8.13
- 68 Komentarze
Serum na łamliwe i rozdwajające się końcówki? Tak, to zdecydowanie coś dla mnie. Końcówek nie podcinam regularnie co miesiąc czy dwa (muszę się poprawić!), włosy suszę suszarką, czasami kręcę na lokówce, karbuję. Każdego dnia działa na nie wiele niekorzystnych czynników. Ostatnio z pomocą przyszedł mi jedwab do włosów z Green Pharmacy, na którego recenzję dzisiaj Was zapraszam.
Opakowanie stanowi mała buteleczka z pompką. Muszę przyznać, że z tą pompką dozowanie jest bardzo wygodne. Wcześniej miałam jedwab z Biosilk, którego opakowanie nie posiadało pompki i zawsze nalało mi się go za dużo na palce. Buteleczka jest przezroczysta, więc możemy obserwować na bieżąco ile produktu nam pozostało. Mieści ona 30ml, jednak wcale nie jest to mało - jest bardzo wydajny, wystarczy 2-3 pompki do nałożenia na końcówki włosów.
Konsystencja jest bardzo gęsta, przezroczysta, oleista. Najpierw dozuję odpowiednią ilość na dłoń, rozcieram w palcach, a następnie wcieram w końcówki. Już w czasie aplikacji czuć, że włosy stają się sypkie i widać, że błyszczące. Wyczuwalny jest ładny, lekki kwiatowo-owocowy zapach, który niestety znika tuż po aplikacji. Z działania jedwabiu jestem zadowolona. Co prawda nie scalił mi on już rozdwojonych końcówek, ale na pewno dba o to, aby nie rozdwajały się bardziej. Serum sprawia, że włosy są wygładzone, sypkie i lśniące. Przez to wyglądają na zadbane i zdrowe. Mi on włosów nie obciąża ani nie przetłuszcza, ale nie gwarantuję, że tak samo będzie u Was. Najlepiej przetestować serum i samemu się przekonać. Wspominałam już, że jedwab jest bardzo wydajny? Nie trzeba go zbyt dużo nakładać, czasem wystarczy odrobinka. No chyba, że ktoś będzie go nakładał na całej długości włosów to co innego. :)
W składzie znajdziemy m.in. silikony (Cyclopentasiloxane, Dimeticonol), ekstrakt z aloesu (Aloe Barbadensis Extrax), oliwę z oliwek (Olea Europea (Olive) Fruit Oil), olejek cedrowy (Pinus Sibirica Nut Oil), olej ryżowy (Oryza Sativa (rice) Germ Oi), olej kameliowy (Camellia Sasanqua (Camellia) Seed Oi). Wszystkie te składniki mają za zadanie wygładzić, nawilżyć i zregenerować nasze włosy.
Pojemność: 30ml
Cena: ok 9zł
Dostępność: Rossmann, Natura, inne sklepy kosmetyczne
Podsumowując, jedwab w płynie z Green Pharmacy stał się moim ulubieńcem jeśli chodzi o tę kategorię kosmetyków. Wcześniej myślałam, że Biosilk jest niezastąpiony, ale jak widać warto testować nowości, bo można w nich odkryć jeszcze większą perełkę.
A Wy używacie jedwabiu na swoje włosy?
- 24.8.13
- 52 Komentarze
Hej kochani! Już jakiś czas temu nawiązałam współpracę z zagranicznym sklepem internetowym efoxcity.com. Otrzymałam już z tego sklepu 2 piękne naszyjniki, a jako że biżuterię uwielbiam to postanowiłam przedłużyć współpracę. Dla przypomnienia - sklep ten oferuje szeroki asortyment ubrań i dodatków. Swoją siedzibę ma w Azji, więc na przesyłkę do Polski trzeba czekać około miesiąc. To chyba jedyny minus zakupów w takich sklepach, bo ceny są bardzo przystępne.
Poza ogromnym wyborem ciuszków dla nas kobiet, są też działy z ubraniami męskimi. Koszule, spodnie, dresy, sweterki. Mało jest tam ubrań, które wpadły w oko mojemu mężczyźnie, ale może Wasi bardziej interesują się modą, trendami? :-)
Tym razem w ramach współpracy wybrałam sobie neonowy naszyjnik. Pewnie dojdzie za miesiąc, więc będę nim ożywiać pierwsze jesienne stylizacje. :)
Znacie już sklep efoxcity.com?
- 23.8.13
- 33 Komentarze
Hej! Dzisiaj mam dla Was luźny post z moimi zakupami z lumpeksu. Rano wybrałam się z koleżanką na zakupy do naszego ulubionego sklepu z odzieżą używaną, w którym była dzisiaj dostawa. Nie byłam tam już chyba ze 3 miesiące. Z początku przeraził mnie tłum ludzi i brak dostępu do wieszaków. Albo inaczej - to ja nie potrafię się przedrzeć przez ten rzucający się na wszystko tłum. Widząc jakie góry fajnych ciuchów już po 15 minutach miały w koszach dziewczyny pomyślałam, że nic ciekawego dla mnie już nie zostało. Ale pokręciłam się trochę, poczekałam na tzw. "odrzutki" i tym sposobem znalazłam kilka rzeczy dla siebie. Zobaczcie sami. :)
Pierwsza torebka to taki jakby "shopper" z Marks&Spencer w czerwonym kolorze. Duża i pojemna. Nie podobają mi się w niej tylko te metalowe kółeczka. Planuję je odpiąć i przyczepić tam coś innego, tylko co? Może jakieś frędzelki? Druga jest szara nieznanej mi marki, trochę mniejsza od czerwonej, wielkości zeszytu A4. Do noszenia na pasku lub w ręce. Ja wybieram pierwszą opcję. :)
Następnie torebka pudełeczko - serduszko - zawsze mi się taka marzyła, niekoniecznie w tym kolorze, ale za 2zł żal było nie brać. Łańcuszek ma urwany schowany w środku, ale można go bez problemu złożyć. A obok również na wieczorowe okazje cekinowa sukienka z New Look'a. Jak byłam w Anglii na Sylwestra rok temu to chciałam ją sobie kupić. Kosztowała chyba Ł19,99, jeśli dobrze pamiętam, ale nie było w sklepie mojego rozmiaru. A tu dzisiaj taka niespodzianka mnie spotkała i sukienka czekała na mnie na wieszaczku. Podejrzewam, że nikt jej nie porwał wcześniej ze względu na wysoką jak na lumpeks cenę, ale ja nie mogłam sobie odpuścić. :)
Dorwałam jeszcze zwykłą szarą bluzeczkę River Island z uroczą kokardą. I jeansowe rurki z podwyższonym stanem z Atmosphere. Na szczęście znam już swój rozmiar spodni z tej firmy i jak tylko zobaczyłam 10 na metce to wiedziałam, że będą dobre. Po przymierzeniu w domu okazały się idealne dopasowane, więc jestem bardzo zadowolona z ich zakupu. Nie miałam jeszcze takich spodni z podwyższonym stanem, ciekawe jak mi się będzie w nich chodzić. :)
I na koniec 3 szaliki z frędzelkami na końcach. Nie wiem co to za materiał, ale ja uwielbiam takie szaliki, są milutkie, mięciutkie, można się nimi kilka razy wokół szyi owinąć. Idealne na zbliżające się coraz większymi krokami chłodne wieczory.
Nie wiem jak Wy, ale ja po latach oporu przekonałam się do kupowania używanych ciuchów. Czasami można znaleźć coś naprawdę fajnego no i przede wszystkim taniego. I pomyśleć, że kiedyś nie odważyłabym się nawet przejść przez próg szmateksu... :) A Wy kupujecie w takich sklepach, czy nie ubierzecie ciuchów "po kimś"?
- 22.8.13
- 63 Komentarze
Pamiętacie jak kilka dni temu pisałam Wam o super nawilżającej urodzinowej maseczce z Bandi? Jeśli nie, to podaję link tutaj. Ogólnie maseczka sprawdziła się dobrze i u mnie (cera mieszana) i u mojej mamy (cera sucha). Pisałam m.in. o składzie maseczki - o zawartości parafiny i moich obawach przed stosowaniem na twarz kosmetyków z jej zawartością. Po mojej recenzji odezwała się do mnie Pani Ania z firmy Bandi. Przesłała mi ona wypowiedź ich kosmetyczki w sprawie parafiny, więc zacytuję dla Was tę wiadomość:
"Parafina to dobrze znany i często wręcz pożądany składnik w produktach
nawilżających dla cery suchej ze względu na hamowanie TEWL. Jeśli chodzi o
osoby ze skóra mieszaną i tłustą to warto zwrócić uwagę, że maska pozostaje
w kontakcie ze skórą tylko przez określony czas, po którym się
ją usuwa. (osoby ze skóra suchą mogą stosować dłużej). W większości
przypadków wystarczy przemycie skóry tonikiem, ale w przypadku skór z
nadmierną produkcją sebum można zastosować oczyszczenie cery żelem czy
pianką z nadmiaru maski, które zlikwiduje okluzyjną warstwę pozostawioną
przez parafinę."
nawilżających dla cery suchej ze względu na hamowanie TEWL. Jeśli chodzi o
osoby ze skóra mieszaną i tłustą to warto zwrócić uwagę, że maska pozostaje
w kontakcie ze skórą tylko przez określony czas, po którym się
ją usuwa. (osoby ze skóra suchą mogą stosować dłużej). W większości
przypadków wystarczy przemycie skóry tonikiem, ale w przypadku skór z
nadmierną produkcją sebum można zastosować oczyszczenie cery żelem czy
pianką z nadmiaru maski, które zlikwiduje okluzyjną warstwę pozostawioną
przez parafinę."
Producent rzeczywiście zaleca, aby maseczkę po określonym czasie zmyć tonikiem. Po kilku zastosowaniach nie zauważyłam negatywnych zmian na mojej cerze i mam nadzieję, że to nie nastąpi. Może więc parafina wcale nie jest taka zła?
A teraz przypomnę, że sklep www.bandi.pl/sklep w dniach 23-25 sierpnia dodaje z okazji swoich 5 urodzin do każdego zamówienia tę właśnie nawilżającą maseczkę. Ale uwaga, liczba maseczek jest ograniczona. Będą one dodawane do 555 pierwszych zamówień, więc jeśli planujecie zakupy w BANDI to warto zrobić to już 23 sierpnia. Nie ma określonej minimalnej kwoty zamówienia. Wystarczy kliknąć w banner poniżej, aby przenieść się do sklepu i sprawdzić ofertę.
Razem z urodzinową akcją Bandi organizowany jest konkurs dla blogerek, które opublikowały recenzję maseczki (stąd na blogach może pojawić się więcej podobnych do mojego postów). Nagrodami są upominki w postaci kosmetyków dla 10 osób, a że ja firmę Bandi polubiłam to zgłosiłam się do tego konkursu. Trwa on do 3 września i do tego czasu na moim pasku bocznym zamieszczony będzie bannerek z informacją o 5 urodzinach sklepu.
Recenzja super nawilżającej urodzinowej maseczki BANDI - tutaj
Recenzja kremu z kwasami BANDI - tutaj
Skusicie się na zakupy w BANDI, aby otrzymać tę maseczkę, czy darujecie sobie?
- 21.8.13
- 51 Komentarze
Firma Barwa istnieje na polskim rynku już od 1949 roku. Z początku produkowała tylko środki czystości, później poszerzyła swoją działalność o... ozdoby choinkowe, następnie mydła. Od lat 80-tych firma zajęła się produkcją kosmetyków i zajmuje się tym do dnia dzisiejszego. Kosmetyki Barwa są przetestowane dermatologicznie. Nie testowane na zwierzętach.
Mam dla Was dzisiaj recenzję pielęgnacyjnego kremu do rąk Miss z ekstraktem z kokosa. Opis producenta znajdziecie tutaj.
Opakowanie to miękka tubka zamykana na zatrzask, może stać na zakrętce, więc kosmetyk zużyjemy do końca bez większego problemu z wydobywaniem. Ładny motyw kokosa zachęca do używania kremu, kiedy stoi on gdzieś na naszych oczach. :) Konsystencja jest lekka, łatwo się rozsmarowuje i szybko się wchłania. Kolor kremu jest wprost śnieżnobiały. Pozostawia cienką powłoczkę ochronną, która nie jest uciążliwa, bo ani się nie klei ani nie utrzymuje długo. Wybrałam go ze względu na kokosowy zapach, i nie zawiodłam się. Co prawda jest on troszkę chemiczny, ale jednak kokosowy i dość długo pozostaje na naszych dłoniach.
Składniki aktywne takie jak: ekstrakt z orzecha kokosowego, alantoina, gliceryna dbają o nawilżenie naszej skóry. Krem jest faktycznie idealny dla codziennego stosowania. Wygładza i pielęgnuje przesuszone dłonie np. po myciu naczyń czy ręcznym praniu. Teraz w środku lata sprawdził się świetnie, ale stosowany dla ochrony mroźną zimą byłby raczej za słaby. Poniżej skład dla zainteresowanych.
Cena: ok. 5zł
Dostępność: super-, hipermarkety, sklepy kosmetyczne
Podsumowując, jest to lekki krem o dobrym działaniu, ale dla wymagającej suchej skóry może okazać się za słaby lub po prostu trzeba go będzie częściej używać. Ja polubiłam się z tym kremem i na pewno kiedyś wypróbuję inne wersje zapachowe. Cena zachęcająca.
Pozostałe produkty z serii Miss znajdziecie tutaj.
Fakt, iż otrzymałam kosmetyk w ramach współpracy, nie wpłynął na moją opinię.
Znacie, lubicie produkty firmy Barwa?
- 20.8.13
- 33 Komentarze
Dość długo poszukiwałam matowego błyszczyka z Essence. Najbardziej spodobał mi się odcień nr 01, czyli Velvet Rose. Jak na złość z mojej Naturze nie mogłam go nigdy dostać. Ostatnio udało mi się wygrać rozdanie na blogu u Hikki, w paczce oprócz rozdaniowej nagrody znalazłam właśnie matowy błyszczyk z Essence w moim wymarzonym kolorze. Gdyby nie to pewnie jeszcze długo nie miałabym możliwości przetestowania tego kosmetyku. Także Hikka, jeszcze raz wielkie dzięki. :)
Opakowanie standardowe dla tego typu kosmetyków. Aplikator lekko ścięty, mięciutki. Niby dobrze się nim posługuje i łatwo sunie po ustach, ale trzeba się nim trochę namachać, aby błyszczyk równo i precyzyjnie rozprowadzić. Czytałam już nie raz w opiniach, że podkreśla suche skórki, ale nie sądziłam, że aż tak co do jednej! Matujący balsam do ust to to na pewno nie jest.
Konsystencja jest lekka, kremowa, kryjąca. Matowy efekt na ustach rzeczywiście jest MATOWY. Kolor 01 Velvet Rose jest najjaśniejszym z gamy 4 dostępnych odcieni. Jest to taki przybrudzony róż. Mało wyrazisty kolor. Zapach określiłabym jako budyniowy. Trwałość nie jest zadowalająca. Po około godzinie błyszczyk zaczyna zbierać się w kącikach, warzy się i nie wygląda już zbyt dobrze. Dołożenie kolejnej warstwy tylko pogarsza sprawę. Trzeba zmyć i nakładać od nowa lub po prostu dać sobie z nim spokój.
Pojemność:
Cena: ok. 9zł
Dostępność: drogeria Natura, szafy Essence
Podsumowując, matowy błyszczyk z Essence trochę mnie rozczarował i kolorem i trwałością. Nie sądziłam, że będzie aż tak podkreślał suche skórki. U dziewczyn na filmikach na youtube kolor Velvet Rose wyglądał rewelacyjnie, na żywo okazał się jednak trochę mdły. Przynajmniej jak dla mnie. Trochę lepiej prezentuje się przy mocnym makijażu oczu, ale co nam z błyszczyka na zaledwie godzinę?
U Was też Stay Matt z Essence okazał się taką klapą? Używacie matowych błyszczyków?
- 19.8.13
- 70 Komentarze
Jakiś czas temu odezwała się do mnie Pani Ania reprezentująca firmę Bandi z propozycją przetestowania ich tajemniczej nowości. Jako, że niespodzianki bardzo lubię, to zgodziłam się na otrzymanie paczuszki i po kilku dniach od wymiany e-maili do drzwi zapukał kurier z niedużym pudełeczkiem. W środku znalazłam uroczo zapakowany kosmetyk oraz sygnowaną nazwą firmy opaskę na włosy. Okazało się, że ten kosmetyk to super nawilżająca urodzinowa maseczka do twarzy. Internetowy sklep Bandi.pl obchodzi swoje 5 urodziny.
Opakowanie maseczki jest jak na kosmetyki Bandi przystało bardzo estetyczne i higieniczne w użyciu. Buteleczka z pompką o pojemności 50ml i prostą urodzinową szatą graficzną zagościła dumnie na półce w mojej łazience. Konsystencja jest lekko kremowa, biała. Bez problemu się aplikuje, a pompka udziela nam odpowiedniej ilości kosmetyku. Zapach jest lekki, prawie niewyczuwalny.
Jest to maseczka bez spłukiwania, nadmiar lub pozostałości należy według producenta przemyć po 15 minutach tonikiem. Przed nałożeniem zrobiłam sobie peeling dla przygotowania cery na lepsze wchłanianie składników odżywczych. Nałożyłam maseczkę na twarz i wróciłam do domowych obowiązków. Po ok. 20 minutach przeglądnęłam się w lusterku i zauważyłam, że kosmetyk niemalże całkowicie się wchłonął. Na upartego nie musiałabym przemywać twarzy, ale jednak zrobiłam to i troszkę maseczki zebrało się na waciku. Cera jest wygładzona, miła w dotyku i dobrze nawilżona. Maseczkę stosowała też moja mama, która ma cerę suchą (ja mam mieszaną) i była z niej bardziej zadowolona ode mnie. Dlatego polecam szczególne osobom z suchą skórą.
Na skład zerknęłam dopiero po zrobieniu zdjęć i szczerze mówiąc trochę się zawiodłam, że już na drugim miejscu jest parafina, która zapewne nie wszystkich zadowoli. :( I ja sama już od jakiegoś czasu staram się nie używać kosmetyków z parafiną na twarz. W swoim składzie maseczka ma też Caprylic/Capric Triglyceride - składnik, który stosowany na skórę w stanie czystym, może być komedogenny, czyli sprzyjać powstawaniu zaskórników, ułatwia poślizg przy aplikacji preparatu, więc to pewnie dlatego tak dobrze maseczka się rozsmarowuje. Obecne są wartościowe składniki takie jak: olej z nasion ogórecznika lekarskiego (Borago Officinalis Seed Oil) - stosowany w kosmetykach jako składnik aktywny; ekstrakt z korzenia lukrecji (Glycyrrhiza Glabra Root Extract) - łagodzi podrażnienia, przyśpiesza gojenie, zmniejsza zaczerwienienia, regeneruje, rozjaśnia. Więcej niestety nie potrafię rozszyfrować.
Urodzinowa maseczka Bandi to produkt limitowany, wyprodukowany w liczbie 555 sztuk. Obecnie nie można jej kupić, ale można ją otrzymać ZA DARMO robiąc zakupy w sklepie Bandi.pl w dniach 23-25 sierpnia 2013. Nie ma minimalnej kwoty zamówienia. Kosmetyk będzie dodawany do każdego zakupu w tych dniach, aż do wyczerpania zapasów.
Jeśli planujecie zakupy w sklepie Bandi.pl to zaczekajcie do 23 sierpnia, aby do zakupów otrzymać urodzinową maseczkę. :)
- 17.8.13
- 25 Komentarze